Jakoś klubik w którym wczoraj szalałyśmy nigdy nie należał do moich ulubionych...no ale muszę przyznać- było godnie:) Hmm najpierw małe co nieco....no wiemy gdzie....trzeba było wznieśc toast za Beti Lu :P Taakk droga do klubu i cio...zapomniałam zaproszenia. Ja nie wiem jak to się stało:( I na dodatek to jestem ja- ja zawsze jestem na wszystko przygotowana i zawsze wszystko mam...hmm no kiedyś musi być ten pierwszy raz :P Szybko w autobusik i z Asiorem gnałam do domu... Powrót też był ciekawy no nie Asia....My dwie i ich dziewięciu:)
Piękni...nareszcie ciepło:) tylko coś nadzwyaczaj tłoczno było...Tylko co się dziwić jak pewien osobnik dorobił z jakieś 150 zaproszeń...i większość przyszła.. No, ale dzięki temu zaoszczędziłysmy na szatni :P
Impreza...starzy znajomi...nowi znajomi...i suppper muzyczka:) oj dobrze było...nie ma cio:) Nie będę już wspominać co czułam na plecach przez chyba połowę czasu spędzonego na parkiecie- wtajemniczone wiedzą:P (Asior fajny był ten w białym sweterku:P ) Taakkk Asia wzbraniała się przed zalotami pewnego osobnika....hmmm jak on miał na imię?:) A Ola Kinola tylko chodziła i wszystkich dookoła przedstawiała i całowała:) No i jak godnie się z Kasiorem bawiłam...ta to dopiero wywija na tym parkiecie:)
Coś koło 2.45 jakieś dziwnie głodne się zrobiłyśmy...chciałyśmy....mięsa:) Podjęłyśmy męską decyzję, że wbijamy się do Big Johnego na wielkie hamburgery....Szłyśmy z Asiorem i Kasiorem i tylko nam ślinka ciekła na myśl ketchupu z majonezem, surówek i...mięsa:) Wchodzimy...nie ma hamburgerów...Cóż za zawód:( pozostały tylko zapiekanki:(
Piechotą do domu...
Dom- godz. 4.07 ....sen....
Było naprawdę superrr...naprawdę...dzięki za dobrą zabawę wy moje łoruńskie dziewuchy :*
=M=