Komentarze: 2
Nie lubię tego uczucia - uczucia kończącego się lata - czasu beztroski, wolności, odpoczynku, długich przyjacielskich rozmów, wieczorów w świetle księżyca z dala od asfaltu, świateł reflektorów i przepychu śpieszących się ludzi. Nie skreślam dni w kalendarzu, nawet na niego nie patrzę, nie myślę. Do tej pory liczyło się tylko słońce, zabawa i przyjaciele. Niedługo zacznie się szkoła, stres, niewyspane noce, pościgi za autobusami, tramwajami... Szkoda gadać...
Od razu po zakończeniu roku, nawet nie było czasu na odpoczynek, zaczeła się kwaterka w Olpuchu, a pięć dni poźniej obóz. Tak długo czekałam na ten wyjazd. Tyle przygotowań, pracy, tęsknoty i radości. Na kwaterce zabawa i praca naprzemian, chociaż tej pierwszej było o wiele mniej, trochę nerwów, gdzieniegdzie łzy... Pawdziwe wakacje zaczęły się, kiedy przyjechała reszta obozowej ekipy:) Nieprzespane noce, długie rozmowy na poważne tematy, kwitnące przyjaźnie, wybuchające emocje. Wieczorne odprawy odbywały się w róznych klimatach, jednak kadra była naprawdę super - paczka przyajciół, wspierająca się w trudych chwilach. Tak dużo dowiedzialam się na tym obozie - z tyloma sprawami, ciężkimi problemami borykają się ważnie dla mnie ludzie, nie dostrzegałam tego,a może nie chciałam widzieć? Moje problemy, problemiki stały się naprawdę błahe.
Zabawy było mnóstwo. Czasem zastanawiam się jak ja miałam siły na to wszystko? Cały dzień biegać, przeprowadzać zajęcia. Zawsze myśałam, że bycie w kadrze to istna sielanka. Przejechałam się. Przeprowadzanie zajęc, pisanie konspektów, zajmowanie się dzieciakami, które ciągle marudzą, płaczą i kłócą się nie byłło takie łatwe. Ala taka praca sprawia mi przyjemność. Obóz byl jedyny w swoim rodzaju. Nocne Przyżeczenia w świetle księżyca...
Po paru nudnych dniach spędzonych w domu po powrocie z obozu nasza paczkę znowu wywiało do Olpucha. Kto by się spodziewał, że spanie w ciasnej czwórce w 6 osób będzie aż tak nieprzyjemne? Codziennie spacerek do wsi na Coca-Cole Light i podwójne lody Wist były normą. Przesiadywanie na polanie za Olpuchem i patrzenie w niebo, doszukiwanie się przeróżnych kształtów chmur i ciekawe rozmowy to było coś. Nic się nie liczyło.
Lubawa - mój ostatni wyjazd. Ślub kuzynki i wesele. Praktycznie moje pierwsze w życiu. Nie spodziewałam się, że bedzie tak fajnie. W kościele aż się wzruszyłam, wszystko było takie piękne. Zabawa była niepowtarzalana. Tańce wywijańce z wujkami męża mojej kuzynki (tzn. pana młodego) odwidziały mi się na samym początku. Ale i tak było wesoło. Na drugi dzień - poprawiny. Przeznaczyłam je całkowicie na poprawę swojego humoru jedzeniem tych wszystkich pyszności, których dzień wcześniej nawet nie tknęłam. Zabawa przy disco-polo (którego nie było na weselu), które zapusczał młody, przystojny i dobrze ubrany dj nie widziala mi się zbytnio.
A teraz siedzę w domu. Madzia wyjechała (wracaj kobietooo!), Ola pracuje, tylko Sqn pamięta o starych przyjacielach (dziś impreza z okacji nieobecności rodziców). Będzie fajnie.
A wakacje mijają - nie chcę. Ale jeszcze dwa tygodnie, które mam zamiar wykorzystać jak najlepiej. Dzięki dla Madziuni, Kasi, Oli, Sqna i Spuchlona za wspólne spędzanie czasu, na ławeczkach i nie tylko! Asiorka