Archiwum 16 czerwca 2004


cze 16 2004 Z Gdańska do Gdyni pojechaliśmy...
Komentarze: 0

Powoli zbieram myśli do kupy. Wszystko zaczyna się dobrze układać, po każdym upadku trzeba się podnieść, nie? Płacz, złe myśli, dół... tak tego nie lubię. Nie lubię pokazywać, że jestem słaba, że coś mi nie wychodzi, że nie mam już sił, by dalej walczyć. Ciężka noc, w której nie można zasnąc daje wiele do myślenia. Już nie chcę więcej zasypiać ze łzami w oczach, bez chęci na wstanie i kolejny oddech, krok nowego dnia.

Morze - jest piękne. Spacer po klifie w deszczu, silnym wietrze może wydawać się niezbyt przyjemny. Ale dziś wszystko było inne. Wręcz przeciwne: ociekające ubranie, mokre włosy, trzęsące się z zimna ciało napawało mnie radością. Kiedy spoza chmur wyszło słońce wszyscy uradowali się jeszcze bardziej. Tak niezapowiadająca się ciekawie wycieczka przerodziła się w niesłychanie fajną przygodę. W południe zwiedzaliśmy oceanarium jak dzieci ciesząc się z rybek małych i większych, kolorowych, brzydkich, jeżastych, nemowatych, egzotycznych i kolczastych. Na finał naszej wyprawy, jakby na modlitwę, przestało padać, niebo "przejrzało" wreszcie i optymistyczniej pachniało powietrze. Wsiedliśmy na kuter i w drogę - po Zatoce. Niesamowite przeżycie. Wiało jak cholera, bujało, że aż w żołądkach się przewracało i pomimo, że nie padało i tak byliśmy mokrzy przez wlewające się fale. Ale nikt się nie przejmował, nie marudził. Ja mam swoje wspomienia z tego dnia... Asiorek

crazyblog : :