Ale, ale, ale, ale umowa, umowa...
Komentarze: 1
Zapomniałam. Jak mogłam? To było wczoraj. Pierwsza rocznica śmierci. Nie wybaczę sobie...
***
Wycieczka instruktorska - nawet nie pomyślałam, że może być tak zabawnie. Wydawało mi się, że pójdziemy do teatru, że śpimy w hufcu. Pojawiliśmy się jednak w klubie U7, a na noc pojechaliśmy do Kobysewa. Oj, zasypało, zasypało. Jak miło było znowu tam być, powróciły wspomienia, przyjemne chwile, których nie zapomina się szybko. Teraz też było przyjemnie. Grono było małe, aczkolwiek odwrotnie proporcjonalne do atmosfery. Była kolacja przy świecach z muzyką z pogranicza poezji śpiewanej i szant, która udzieliła się humorom niektórym z nas, relaksacja metodą autogenną Schultza (tzn. przejście mózgu ze stanu beta do stanu alfa - niesamowite przeżycie), gitary, śpiew, fotki, rozmowy, krótki sen... Droga powrotna również obfita w przygody: trzykrotne pchanie samochodu, poślizg o 180 stopni na nieodśnieżonych drogach...
***
Ale sypie za oknem. Światła miasta ledwie przebijają się przez gęstwinę śniegu. Nie! Zimie mówię NIE - stanowczo! Asiorka
Dodaj komentarz